Kardynał John Henry Newman (IV)






"Tak, tak właśnie jest; świat znalazł sposób by zapomnieć, że ludzie mają dusze, spogląda na nich wszystkich niby na zwykłe części jakiegoś wielkiego, postrzeganego zmysłami systemu, który trwa w nieustannym ruchu; jemu świat przypisuje pewien rodzaj życia i osobowości. Gdy ten lub inny z jego członków umrze, w oczach świata uchodzi to wyłącznie za usterkę systemu, sprowadzenie rachunku do zera. Przez minutę, być może, świat myśli o nich ze smutkiem, że opuszczając system - czynią to na zawsze. Świat zatrzymuje wzrok ludzi na rzeczach widzialnych i doczesnych. A prawda jest taka, że gdy tylko umiera człowiek, bogaty czy biedny, nieśmiertelna dusza przechodzi sąd. Z pewnością w jakiś sposób odczytujemy śmierć osób, które znaliśmy z widzenia lub ze słyszenia i myśl o tym nigdy nie pozostawia nas bez poruszenia. A zatem to, że świat nie uznaje ludzkich dusz, a jedynie ciała, powoduje, że jawią się oni tak oto: „Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością" (Koh 3,19). Lecz pójdźmy dalej, w ślad duszy, która przekroczyła świat, a zarazem została przezeń odepchnięta. Wędruje dalej, niby obcokrajowiec w podróży. Człowiek wydaje się być umarły i zupełnie już nie istnieć, lecz on tylko nas opuścił i w rzeczywistości rozpoczyna życie. Wówczas ogląda widoki, których wcześniej nie był w stanie sobie nawet wyobrazić, a świat mniej znaczy dla niego niźli on znaczył dla świata. Jeszcze przed momentem leżał na łożu boleści, lecz w tej oto chwili śmierci jakże niezwykła zmiana dokonuje się wokół niego! Jakiż to dla niego przełom! Nadal jest w pokoju, który wcześniej trzymał go i ograniczał, ale to nie jest już jego dom, więc odchodzi, teraz jest jednym spośród mieszkańców wieczności, należy wyłącznie do Pana, który go odkupił. Wrócił do Boga, lecz to, czy zamieszka bezpiecznie w domu Bożej nadziei, lub zostanie zakuty w kajdany aż do wielkiego Dnia Sądu, to inna sprawa, która zależy od czynów, dobrych lub złych, jakich dokonał żyjąc w ciele. Jak nieskończenie ważna wydaje mu się teraz wartość czasu, teraz, gdy czas jest dla niego niczym! Niczym; a choćby spędził stulecia czekając na Chrystusa, nie może już zmienić swej sytuacji, nie może przejść od zła ku dobru, lub od dobra ku złu. Jakim umarł, takim musi zostać na zawsze, niby powalone drzewo, które nie może już wybić się ku górze. Oto pocieszenie dla prawdziwego sługi Bożego. Oto nieszczęście, które przypadnie w udziale złoczyńcom."



Kardynał John Henry Newman
„O przemijaniu", Kazania parafialne, s. 1411-1412.

0 komentarze:

Prześlij komentarz